niedziela, 26 stycznia 2014

O wewnętrznej walce, kunsztownej intrydze i pozornym szaleństwie. "Hamlet" The National Theatre.

    Ostatnim razem pochłonięta wychwalaniem zalet przedstawianego w Londynie "Frankensteina" zapomniałam wypowiedzieć się ogólnie o idei puszczania w kinach retransmisji ze spektaklów (również z oper, różnych wydarzeń, przeglądów i spotkań). Oczywiście uważam to za rzecz wspaniałą, pytaniem pozostaje tu jedynie - dlaczego?
    
     Przede wszystkim jest to genialna opcja dla osób, które lubią teatr, a nie stać je na taki o wypad na wyspę, aby być świadkiem aktorstwa w najlepszym wydaniu. Poza tym oglądanie na dużym ekranie danego przedstawienia, siedząc pośród wielu ludzi, słysząc głos bardzo przestrzennie, dostajemy namiastkę atmosfery, jaką byśmy czuli będąc na spektaklu. Przy tym wszystkim kino zaczyna też spełniać rolę jednego z głównych miejsc kultury i spotkań ludzi z nią związanych. Daje im możliwość rozwijania swej wrażliwości oraz estetyki. Ponadto muszę przyznaję, że wszelkie wydarzenia tego typu cieszą się ogromnym zainteresowaniem osób z bardzo różnych grup wiekowych. Np. w Kinie Nowe Horyzonty organizowane są transmisje z oper na żywo. Przybywa w tedy wielu gości (zapełniona jest największa sala), ubrani są w suknie i garnitury, częstowani są w przerwie winem i z całą pewnością dobrze spędzają tam czas. 

     Tym razem obejrzałam wystawianą również w National Theatre sztukę wyreżyserowaną przez samego właściciela teatru, Nicholas'a Hytner'a, "Hamleta". Być może nie trzeba, ale dla uściślenia napiszę, że "Hamlet" jest dramatem William'a Shakespear'a wystawianym właściwie od setek lat. W tym przypadku oglądamy go nieco unowocześnionego, a dokładniej rzecz ujmując - bohaterowie zachowują się, są ubrani jak na XXI wiek przystało, jednak wypowiadają kwestie w formie archaicznej (być może nawet zupełnie nie zmienionej). Taki sposób ukazania tego dzieła, świadczy o jego ponadczasowości. 


    Całość tworzy bardzo dobre wrażenie, została ona starannie przemyślana, aby być jak najbardziej dostępna dla współczesnej widowni. Akcja zostaje przy tym powleczona otoczeniem stworzonym z państwa, w którym swoboda działania i wolność obywatela jest mocno ograniczona przez władzę. Wokół prosperuje szpiegostwo, intryga, donosicielstwo i lizusostwo wobec króla.

    Tytułowego bohatera poznajemy jako młodego mężczyznę, głęboko dotkniętego faktem, że jego matka właśnie oddaje swą rękę bratu niedawno zmarłego króla Danii i jednocześnie ojca Hamleta. Nie może on zrozumieć zapomnienia jakim owiany po zaledwie dwóch miesiącach został obraz wcześniejszego władcy. W pewnym momencie jego wierny przyjaciel opowiada mu o zjawie, którą widzieli żołnierze podczas swojej warty przy zamku, zjawie jego ojca. Hamlet wiedziony poniekąd przerażeniem, poniekąd męczącym go bólem i podejrzeniami, spotyka ducha i wysłuchuje tego co ma do powiedzenia. Okazuje się, że były król Danii został zamordowany przez własnego brata, teraz chce aby jego syn dokonał zemsty. Wszelkie dalsze, destrukcyjne wydarzenia nieubłaganie dążą do fatalnego zakończenia. 

 

    Na największą pochwałę zasługuje tutaj gra aktorska Rory'ego Hytner'a, który igra zarówno z publicznością jak i resztą bohaterów dramatu, udając własne szaleństwo, jednocześnie dźwigając ciężar zemsty jakim został obarczony. Nie raz doprowadził mnie do śmiechu albo ogromnego zdziwienia. Sprawdzał się zarówno w długich monologach jak i spontanicznych dialogach. Duży plus dostaje ode mnie jego mimika i mowa ciała. Kolejną rolę która została odegrana wspaniale miała Clare Higgins. Matka Hamleta. Były momenty, w których przejęta jej słowami zapominałam że znajduje się nawet nie tyle co w kinie, jak i w teatrze. Jedynym aktorem, którego gra nie spodobała mi się do końca był Alex Lanipekun, jako brat Ofelii, gdyż mimo że kwestie wymawiał tak jak powinien, to jego twarz pozostawała dla mnie bez wyrazu nie zależnie od tego co działo się własnie na scenie. 

    Podsumowując przez 4 godziny oglądania spektaklu zdążyłam z powodu zbyt dużej ilości emocji zdrapać cały lakier z paznokci, zapomniałam o tym że jestem głodna, a ludzie w okół trochę jakby rozpłynęli się gdzieś w powietrzu. W tym momencie również była to doskonała powtórka do matury, z której można wyciągnąć własne wnioski i mądrości dla swego przyszłego życia. Ale to pozostawiam każdemu indywidualnie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz