piątek, 17 stycznia 2014

Subiektywnie wyselekcjonowana piętnastka XXI wieku.

  Usiądźmy wygodnie. Zaraz obalimy głupie, krążące w eterze stwierdzenie, że dobrej muzyki już w tych czasach nie ma. Oczywiście przyznamy rację, że preferencje się nieco zmieniają, przekształcone społeczeństwo i jego wymagania co do estetyki (w tym także co do muzyki) są inne niż wiele lat temu. Pod względem wytwórni i produkcji płyt, nie cofniemy się już do wspaniałych lat 70, jednakże damy to co możemy na tą chwilę. Za moment przebrniemy przez listę najlepszych wg mnie (ocena czysto subiektywna) krążków XXI wieku.



  Miejsce 15. The XX - XX

   

    Połączenie muzyki alternatywnej z elektroniczną. Coś co w swym brzmieniu idealnie oddaje ideę słowa chill-out. Najlepszy krążek do puszczenia po odpływie fali energii wywołanej alkoholową libacją, w momencie kiedy ludzie zajmują wszystkie ciepłe kąty i przekształcają swe szybko nachodzące bogate refleksje w słowa.

    Album wydano w 2009 roku, po czym został dobrze przyjęty zarówno przez odbiorców jak i przez krytyków muzycznych. Ja osobiście uważam, że The XX tworzą muzykę elektroniczną w najlepszym możliwym wydaniu.





Miejsce 14. The Strokes - Room on Fire



     Strokes'i są niepowtarzalni. Ten amerykański zespół wyrobił sobie własny styl już na samym początku. Właściwie ciężko ich z kimś pomylić. Pierwszym utworem z tej płyty który usłyszałam, była Raptilia. Wywołała u mnie lekki szok, bo składał się ze świetnie zgranych instrumentów i pozornie za cholerę nie pasującego wokalu. Jednakże po pewnym czasie i w tym chaosie można odnaleźć harmonię.

   Zespół składa się z pięciu członków, w tym frontmana, wyglądającego na wiecznie przyćpanego Julian'a Casablancas'a. Album wydano w 2003 roku, określając go jako rock alternatywny.




                                                                           Miejsce 13. Muse - The 2nd Law


    Chyba wszyscy znają Muse, a przy tym genialny wokal Matthew. Album ten otwierają świetne kawałki takie jak pełny wyniosłej atmosfery "Supermancy", uroczy "Madness" i skoczny "Panic Station". Właściwie nie ma tu jednego określonego klimatu, można powiedzieć, że zmienia się on tak jak nastrój u kobiety podczas cyklu.

    The 2nd Law jest jednym ze świeższych krążków, wydany w 2012 roku w październiku. Myślę, że jeżeli ktoś nie przepada za bardzo za jednolitością ciągnącą się przez ponad 40 minut to jest to płyta dla nich.

   



                                                                Miejsce 12. The White Stripes - Elephant



       Niektórzy mogą się zdziwić, że płyta taka jak ta, która jest klasykiem sama w sobie i zrobiła sporo szumu w muzycznym świecie jest dopiero na 12 miejscu. Osobiście uwielbiam The White Stripes, kochanego Jack'a i Meg, oraz cały ten folk i blues który wciąż wyłania się spod powierzchni. Jest jednak tutaj jedno "ale", małe wybrakowanie. Zawsze uważałam bas za duszę muzyki, która nadaje jej głębi, wycofany do tyłu, ukrywa się powodując jednocześnie u słuchacza przyjemne dla ucha wibracje. Właśnie przez to krążek ten spadł u mnie o kilka miejsc w dół.

Miejsce 11. The Kills - Midnight Boom



     Zacznę od tego, że z ogólnie nie przepadam za damskim wokalem. Szczególnie za tymi wszystkimi wyjącymi babeczkami. Mogę za to stwierdzić, że uwielbiam Alison Mosshart. Charakter swojego głosu potrafi zmieniać odpowiednio do klimatu każdego utworu - delikatnie jak w "Black Balloon", ostro jak "Hook and Line", seksownie jak w "Getting down", dobrze uzupełniając się wzajemnie z Jamie'm.

    Krążek powstał w 2008 roku. Od początku wyróżniał się wprowadzeniem specyficznego, brudnego brzmienia - lo-fi. Ogólnie został bardzo dobrze przyjęty. Szkoda tylko, że trwa jedynie trochę ponad 30 minut.



Miejsce 10. Kasabian - West Ryder Pauper Lunatic Asylum



    Podobno, żeby móc najbardziej docenić Kasabian'ów, trzeba posłuchać ich na żywo, bo dopiero w tedy pokazują całą swoją moc. Ja ich cenię za lekko zachodni klimat. Tak, że człowiek ma ochotę porzucić wszelkie zobowiązania i ruszyć w drogę starym Cadillac'iem. Oczywiście nie jest to Steppenwolf, czy ZZ Top, ale w dalszym ciągu świetnie pobudza wyobraźnię.

    Kłuć może między innymi niska jakość tego wydanego w 2009 roku albumu. Gdzieniegdzie dźwięki skaczą i są nieprzyjemne dla ucha. Coś powinno być nieco bardziej wytłumione, coś wzmocnione. Jednakże te braki zostają wynagrodzone.





Miejsce 9. Arctic Monkeys - Whatever People Say I am, Thats What I'm Not



    Pierwszy longplay'owy album  Małpek. Cały utrzymany w klimacie Indie Rock'a. Słyszałam już niejednokrotnie opinię - Arctic Monkeys to przede wszystkim genialne, złożone teksty, które mogą być samodzielnymi, krótkimi opowiadaniami - sama się to niej pozytywnie ustosunkowuję. Irytuje mnie jedynie fakt, że płytę która kosztuje koło 50zł, sprzedają w beznadziejnym opakowani, digipack'u, a czasem nawet gorzej - ecopack'u.

    Mimo wszystko opakowanie pozostanie tylko opakowaniem, zdecydowanie nie po tym należy oceniać album. "Whatever People Say..." jest jeszcze najbardziej "swoim" krążkiem Małp, kochanym, nieskażonym przez komercjalizm i późniejsze zewnętrzne wpływy.



Miejsce 8. The Black Keys - Brothers



    The Black Keys to jeden z najbardziej owładniętych klimatem blues'a zespołów ostatnich czasów. Czuć w nim stare korzenie oraz żywą pasję, którą mają wszyscy członkowie tej grupy (jest ich dwóch). Każdy utwór jest niepowtarzalny tutaj, a jednocześnie utrzymany w tej samej stylistyce. Ich muzyka może być niesamowicie relaksująca i inspirująca.

    Krążek Brothers składa się aż z 15 utworów. Można też dostać wersję, która zawiera dwie płyty, a jedna z nich jest zbiorem nagrań z koncertów. Osobiście uważam, że to najlepszy przykład aby stwierdzić, że blues rock nie umarł.





Miejsce 7. Queens Of The Stone Age - ...Like Clockwork




     Najnowszy album ze wszystkich z tego rankingu. Mogę śmiało stwierdzić, że spośród wydanych przez QOTSA najbardziej jak do tej pory dojrzały. Być może jest to wynik wcześniejszej współpracy poszczególnych muzyków z innymi grupami i wymiana sporym doświadczeniem. Tym razem przy produkcji pojawia się wiele ciekawych osobistości, takich jak: Elton John, Alex Turner, Dave Grohl i inni.

    Wydany w 2013 roku doczekał się uznania i wielu nagród. Jak dla mnie jest świetnym przykładem tego ile muzycy mogą sobie wzajemnie przekazać.




Miejsce 6. The Dead Weather - Horehound



     Po raz kolejny witamy dzisiaj panią Alison Mosshart. Tym razem otoczoną przez trójkę fantastycznych mężczyzn: Jack'a White'a (The White Stripes), Dean'a Fertita (QOTSA) oraz Jack'a Lawrenca (The Raconteurs). W Horehound'zie usłyszymy przede wszystkim rock'a alternatywnego, garażowego, mieszankę indie i progresji, a do tego, gdzieś w głębinach czaić się będzie niemały wpływ blues'a i folku.

    No oczywiście trzeba przyznać, że najlepsza tutaj jest perkusja, dopracowana w każdym szczególe. Gitara i bas tworzą tutaj jedynie tło. Polecam z całego serca.





Miejsce 5. Crystal Fighters - Star of Love



     Star of Love wyróżnia się najbardziej ze wszystkich dzisiaj przedstawionych albumów. Są to słońce, góry, namioty, piasek, ciepłe powietrze - wszystko co kojarzy się z wakacjami - zapisane na jednej płycie CD. Jest to przede wszystkim połączenie folku z muzyką elektroniczną.

    Album został wydany w 2010 roku. Niedługo potem Crystal Fighters'i zaczęli podróżować, grając genialne koncerty i rozkochując w sobie publikę. Na płycie pojawia się kilka utworów wykonanych w wersji akustycznej, które są bardzo przyjemne dla ucha.






Miejsce 4. Stereophonics - Graffiti on the Train



     W tym przypadku krążymy nieco pomiędzy miłością, zdradą, melancholijnością, brutalnością świata itd. Ogólnie album jest raczej utrzymany w molowych tonacjach, przeważnie smutny. Podoba mi się jednak to jak dobrze momentami jest budowane napięcie przy zmianach tempa i tonacji w poszczególnych utworach oraz jak bardzo ogólnie melodyjne jest brzmienie tej płyty.

     Graffiti on the Train nie przekonało mnie do siebie od razu. Było to stosunkowo długo budowane uczucie. Powiadają jednak, że takowe bywa najtrwalsze.





Miejsce 3. Foals - Holy Fire



     Znaleźliśmy się właśnie w najlepszej trójce. Holy Fire to cała dobrze zorganizowana struktura wydobywających się dźwięków tworzących wrażenie dużej przestrzenności. Zdecydowanie trzeba pochwalić świetne dopracowanie pod względem jakości. Płyta jak najbardziej nadaje się na puszczenie na jakiejś domówce, choć oczywiście nie jest przeznaczona dla każdego.

    Mimo całej swojej świeżości i indywidualności, album wydaje się być dojrzałym oraz dokładnie przemyślanym.







Miejsce 2. The Raconturs - Consoler of the Lonely



     Warto zacząć od tytułowego utworu otwierającego cały album. Jest to majstersztyk pod względem kombinacji przejść pomiędzy poszczególnymi partiami owego kawałka. Wprowadza nas do wspaniałego folkowo-rockowego świata, poprzeplatanego różnymi drobnymi historiami. Podczas słuchania płyty może wydawać się człowiekowi, że siedzi w jakimś starym amerykańskim pub'ie, z przysłoniętymi oknami, w powietrzu unosi się dym, a do ust wlewa się whisky z lodem.

    Album został wydany w 2008 roku w Nashville, ciepło przyjęty przez otoczenie. Kolejny przy którym czuć ogromny wpływ muzycznych, dawnych korzeni.




Miejsce 1. Them Crooked Vultures - Them Crooked Vultures



     No i w końcu przyszedł czas na mojego zwycięzcę. Mam spory sentyment do tej płyty. Pamiętam kiedy odkrywałam kolejne zaskakujące informacje na jej temat, a to wszystko było dla mnie niezwykle przejmujące.

   Jest to totalna supergrupa - Dave Grohl (Nirvana, Foo Fighters, QOTSA) na perkusji, Josh Homme (QOTSA) z gitarą w ręku przy mikrofonie i John Paul Jones (Led Zeppelin) na basie. Są to dojrzali, doświadczeni muzycy co od razu widać. Każda linia instrumentalna jest dopracowana w najmniejszym szczególe, tak aby można było tu mówić o perfekcji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz